Jordania, dla kadego z nas byla krajem , ktory pierwszy raz odwiedzamy. Pustynia, cieplo, slonce, sympatyczni ludzie i mocna kawa. Tego sie spodziewalismy. Rozpoczelismy od stolicy, poniewaz do niej bylo nam najwygodniej doleciec. Z Ammanu mielismy uciec bardzo szybko, bo za miastami nie przepadamy. No chyba, ze to Bangkok. Po kilku godzinach spedzonych w tej metropolii, slodyczach w piekarni, pysznym sniadaniu na ulicy i sprzeczce w meczecie ruszylismy dalej. Ponizej pierwsze wrazenia i pierwsze godziny.
Przylecielismy w srodku nocy i po zakupie wiz odczekalismy na wyjazdu busa z terminala. Jak dla mnie pierwszym spostrzezeniem byl oczywiscie brak kobiet na lotnisku. Ale o tym wiecej pozniej. Wspomniany bus mia nas wyrzucic w centrum miasta, ale okazalo sie, ze jednak tam nie dojezdza. Choc wczesniej upewnilismy sie kilka razy dokad dojedziemy. Pierwszy zgrzyt i zdziwienie. Gdzie Ci sympatyczni Jordanczycy, ktorzy nie zachowuja sie jak Hindusi? :) Bylo zimno, wietrzenie i ogolnie zle, bo noc, zimno wietrzenie i sennie. Udalo sie nam dotrzec do centrum wsluchujac sie w spiewy muezinow w jednym z glownych meczetow. Co pozostanie mi w pamieci juz na zawsze, z trasy lotnisko - centrum miasta, to wieze meczetow i ich zielone swiatla rozsiane po calym Ammanie. Zielony to kolor islamu. Ulubiony Tomka, w mojej hierarchi tez dosc wysoko.
Po dotarciu do jednego z hosteli, ktorego dosc dlugo szukalismy, zlozylismy nasze bagaze i chcielismy sie udac na zwiedzanie. Dodam, ze byla 6 rano.:) Postanowilismy jednak ruszyc od razu w miasto, zeby nie przespac polowy dnia i zobaczyc co tam jest do zobaczenia. Okazalo sie jednak, ze przemily wlasciciel hostelu ugoscil nas herbata na dzien dobry i doradzil doczekanie do wschodu slonca. Tak tez zrobilismy. O jakie bylo nasze zdziwienie, kiedy wyszlismy po godzinie 7 na ulice. Zaczely sie one dosc szybko zapelniac nie tylko otwieranymi straganami, ale przede wszystkim ludzmi kierujacymi sie do pracy, szkoly. Porownanie tej samej ulicy do tej sprzed godziny bylo dosc zaskakujace. Zreszta do tego stopnia sie to wszystko zaludnilo, ze po poludniu mielismy niemaly problem ze znalezeniem hostelu, w ktorym zostawilismy bagaze. Pokusilismy sie nawet o spisek: ktos zgarnal nam bagaze z cala zawartoscia, a ten hostel to byla tylko taka przykrywka.:) Na nasz pierwszy posilek - sniadanie, udalismy sie do miejsca poleconego przez przesympatycznego wlaciciela hotelu Cliff. Fuul , hummus, chlebek i mietowa herbata. Zajadalismy sie oblizujac, doslownie zreszta, palce. A herbata z mieta tak nam posmakowala, ze od tamtej pory szukamy jej, zeby uzupelnic nasza herbate w termosie o ten smak (Sylwia i Tomek - dzieki!).O zwiedzaniu Ammanu w sumie nie myslelismy, ale skoro okazalo sie, ze autobus do Wadi Musa rusza po poludniu, postanowilismy ten czas wykorzystac na zwiedzanie. Do "a must" nalezy kilka miejsc. Cytadela, to ruiny Rabbath - Ammon, miasta, ktore w czasach starozytnych zwane bylo Philadelphia. Choc nieliczne, robia wrazenie, bo znajduja sie na wzgorzu, na ktore trzeba wejsc kretymi uliczkami i zdecydownaie pod gore. Tam zobaczylismy rowniez meczet, ktorego nie udalo sie odbudowac w czasach nowozytnych, ale sa takie plany. Zatem moze kiedys sprawdzimy, czy sie udalo.:) W Cytadeli wstapilismy rowniez do Muzeum Archeologii, gdzie odkrylam zwoje z Qumran. Co bylo dla mnie nie lada szokiem. Muzeum bowiem standardami odpowiedalo tym w Indiach.
Nastepnie spacerujac ulicami stolicy, doszlismy do ruin Teatru Rzymskiego, dosc stromego i dobrze zachowanego z imponujaca liczba . W dwoch przyleglych koncach trybun znajdowaly sie dwa Muzea, ktore rowniez zahaczylismy, ja chyba z czystej ciekawosci, zeby dowiedziec sie czy standard jest jeden. Te dwa polecam: Folkloru i Popularnych Tradycji, mozna tam zobaczyc bizuterie kobiet z czasow starozytnych oraz przyjrzec sie zyciu codziennemu Beduinow.
Spacerujac z powrotem, w wlasciwie przebijajac sie ulica, na ktorej wciaz bylismy witani przez milych mieszkancow, dotarlismy do nimfaneum. Miejsckiej fontanny, ktora choc nieczynna, pozwalala uwolnic wyobraznie i zobrazowac sobie jej dzialanie w owczesnych, wczesniejszych czasach. Fontanna nie zrobila jednak na mnie tak wielkiego wrazenia, jak buleczki kokosowe, ktore zakupilismy tuz przed wejsciem na jej teren. To bylo do przewidzenia. Znana bowiem prawda jest , ze dopoki czlek nie zaspokoi glodu, czy lakomstwa,jak tutaj, nie bedzie w stanie zachycic sie sztuka, nawet starozytna.:)
Nastepnym miejscem na mapie naszego spaceru byl meczet krola Husseina. W zasadzie piekniejsze meczety widzialam w Malezji czy Tajlandii, ale i ten chcielismy odwiedzic. Tutaj tez okazalo sie, ze muzulmanin mieszkajacy w Ammanie i wyznawca islamu pochodzacy z Palestyny, mieszkajacy na Ukrainie, moga miec zupelnie rozne opinie na temat wchodzenia kobiet do meczetu. Ja sie tam nie skradalam i uszanowalam zwyczaj. Jednak kiedy dowiedzialam sie, ze moge, zreszta inny pan przy wjesciu tez mi to potwierdzil, postawilam wejsc choc na chwile. Chwile pozniej pozalowalm tej decyzji. Okazalo sie bowiem, ze nasz chwilowy znajomy Abdullah, mial zdanie zupelnie inne od panow siedzacych na miejscu. Zorbilo sie glosno i nerwowo, wiec pokornie wyszla, zaskoczona tak roznymi opiniami. Wychodzac zauwazylam tylko jednego mezczyzne, ktory siedzial sobie przy kolumnie i rozmawialprzez telefon komorkowy. Jak sie pozniej okazalo, o czym usiwadomil mnie Tomek, siedzial tam juz dobrych kilka minut. Ja koniec, koncow trafilam do pomieszczenia dla kobiet, pokoju o powierzchni 12 m2 z mlecznymi szybami, przez ktore nic nie widac. Lepiej nie widziec za duzo.:)
Po odebraniu plecakow pojechalismy na dworzec, z ktorego nie mialo byc autobusu do Wadi Musa. Autobus byl i to pelen lokalnych ludzi. W tym autobusie przekonalismy sie, ze taki sposob podrozowania jest dla nas stworzony. Zreszta, co kto woli: klimatyzowany autokar czy autobus z tubylcami, ktorzy kiedy rozpoczynaja opakowanie ciasteczek czy chipsow, nie maja oporow, zeby poczestowac przybysza turyste?:)