Nicea na pewno robi wrażenie jak się w niej ląduje. Ja tylko wylatywałam i ogon zasłaniał mi widoki, ale lotnisko jest położone na cyplu oblanym z trzech stron wodą. Wodą tak turkusową, jak tylko możecie sobie wyobrazić. Człowiek stoi na wzgórzu, patrzy i nadziwić się nie może, że ten kolor jest taki faktycznie, że to nie fotomontaże na widokówkach. Chwilami sztampowy i kiczowaty. Niemniej nie tracący przez to swojego uroku. Nie bez powodu zatoka, w którą wbita jest Nicea, nazwana jest Zatoką Aniołów (Baie des Anges). Widoki wręcz nieziemskie.
Nadmorski bulwar zabudowany charakterystyczną architektura angielską w stylu wiktoriańskim, na tyle jednorodną i unikalną w Prowansji, że od niej nazwano ten dość duży fragment wybrzeża pomiędzy portem a lotniskiem Promenadą Anglików. Jej powstanie związane jest z relatywnie licznym osadnictwem brytyjskim w Nicei w XVII i XVIII wieku. Z jego powstaniem związana jest ciekawa historia – Anglicy, którzy zaczęli się tutaj chętnie osiedlać w XVIII wieku zaczęli wykupować i zabudowywać pusty dotychczas pas wzdłuż wybrzeża, żeby cieszyć się pięknym widokiem z okien. W pewnym roku zima w Nicei okazała się tak ciężka, że z pobliskich wiosek napłynęło do miasta dość dużo żebraków. Anglicy zaproponowali, żeby zająć czymś bezrobotną i znudzoną grupę biedaków i przy ich pomocy wybudować potrzebną w owym czasie nadmorską drogę.
Bulwar, którym pospacerowałam miał długość 7 km. Nawet tam nie obyło się bez gwaru. Warunki, aż nadto sprzyjały leniuchowaniu na plaży, więc o mniejszej liczbie turystów można było sobie pomarzyć. Ja na leniuchowanie nie miałam ani ochoty, ani czasu, więc udałam się na wzgórze, które wypatrzyłam z deptaka. Wsniesienie zamkowe La Colline du Château, które wzięło nazwę od XII-wiecznego zamku książąt prowansalskich.
Wzgórze zamkowe, gdzie wznoszą się pozostałości twierdzy z XIII wieku oraz malownicze ruiny katedry z XI wieku. Obecnie na szczycie urządzony został park kwiatowy, gdzie zarówno mieszkańcy miast jak i turyści przychodzą popatrzeć z góry na Niceę oraz odpocząć w cieniu, wsłuchując się w kojący szum sztucznego wodospadu, który tutaj zbudowano. Dodam tylko, że w czasie skwaru i upałów, wodospad ten, który daje cudna migiełke zimnej wody na twarzy, koi jak malo co.:) Większa część murów obronnych i twierdzy został rozebrana na początku XVIII wieku, reszty zniszczeń dokonał czas i zaistniałe w międzyczasie działania wojenne.
Schodząc na dół, żeby zobaczyc ruiny rzymskie, minełam prawosławna katedre św. Mikołaja. Prawosławną katedrę w 1912 r. ufundowała carowa Maria Fiodorowna (żona cara Mikołaja II), aby uczynić zadość potrzebom licznej przebywającej tutaj stale lub tylko czasowo elicie finansowej rosyjskiego społeczeństwa. Swego czasu Nicea była popularnym kurortem wśród rosyjskiej finansjery i arystokracji, która prowadziła tutaj wystawne, pełne ekskluzywnych, luksusowych rozrywek, życie. Zbór jest największą cerkwią wzniesioną poza terytorium Rosji. W jego wnętrzu znajduje się zabytkowy ikonostas o dużej wartości oraz inne elementy oryginalnego zabytkowego wyposażenia. Obecnie toczy się spór o prawo własności pomiędzy Patriarchatem Ekumenicznym, a władzami religijnymi Cerkwi w samej Rosji.
Miasto zrobiło na mnie szczególne wrażenie. Trafiłam też najwyraźniej na jeden z mniej gwarnych i tłocznych dni. Pewnie pomogło mi w tym słońce, bo większość pewnie siedziała na plaży.:) Przepiękne kamienice starego miasta są pięknie wkomponowane pomiędzy nowoczesne budynki, place i skwery z przepięknymi fontannami. Dość niezwykłym widokiem na ulicach, jak dla mnie, były dość nowoczesne tramwaje poruszające się po prawie niewidocznych torowiskach.