Wydawaloby sie, ze wypad na wakacje w czasie grudniowych opadow sniegu w kraju, w miejsca, gdzie wiekszosc powierzchni danego panstwa to pustynia, bedzie calkiem przyjemna opcja. W sumie, racja. Choc osobisice nie spodziewalam sie tak opalonego nosa. Teraz jest juz chlodniej, jednak nasz zapal do podrozy, szczegolnie po pustyni, jak czerwony i cieply piasek na Wadi Rum, wcale nie ostygl.
W Jordanii, jednym z podstawowych punktow programu byla wizyta na pustyni Wadi Rum. Ciezko bylo sobie wyobrazic, ze Desert Highway, to faktycznie trasa przez pustynie. Doslownie. Wyjazd z miasta, dlugo, dlugo nic i jakas wioska w oddali, ale z namiotami zamiast zabudowan. Taki wrecz, kosmiczny krajobraz kroluje w Jordanii w zasadzie wszedzie. Tak bylo w drodze do Wadi Musa, miejscowosci wypadowej do Petry. Tak bylo rowniez w drodze na wspomniana juz Wadi Rum. Zreszta pobyt na pustyni, nie tylko w ciagu dnia, ale nocleg w beduinskim namiocie, to momenty, ktorych sie nie zapomina. A zachod slonca, piekny i malowniczy jak wszedzie, ale szybki jakis taki, jak nigdzie indziej. Nie zeby nie bylo w nim romantyzmu.;)
Noc na pustyni, poprzedzona posilkiem w towarzystwie Beduina Salema, jego przyspiewki i nasze nieudolne granie na bebenku. Do dzis zastanawiamy sie jak to sie stalo, ze oprocz slynnych “Sokolow…” do glowy przychodzily nam wylacznie wojenne piosenki ( “O moj rozmarynie”, “Wojenko, wojenko…”). Wspolna kolacja, spacer pod gwiazdami na niebie, ktore tutaj jakby powiekszylo swoja powierzchnie i noc w namiocie, prawie, ze na piasku, pod iloscia kocy, ktorej juz nie pamietam. Wschod slonca udalo sie nam zobaczyc juz w drodze do wioski, z ktorej udawalismy sie w dalsza droge.
Z pustyni pojechalismy rownie malowniczymi trasami najpierw do Aqaby, miejscowosci portowej polozonej u wybrzeza Morza Czerwonego. Spotykaja sie tutaj: Egipt, Izrael, Jordania oraz Arabia Sudyjska. Samo miasto az tak nas nie interesowalo, ale wiedzielismy o plazy poludniowej, na ktora dotarlismy stopem. Bylo zbyt wietrznie, zeby sie kapac. No dobra, Tomek probowal, ubral nawet kapielowki, wszedl nawet do wody, plan mial… coz klamac nie bede, wiec tutaj skoncze.:)
W Jordanii sa trzy glowne trasy wiodace przez pustynne krajobrazy: Kings Highway, ktorym przejechalismy z Ammanu do Petry; Desert Highway, ktorym udalo sie dojechac do Aqaby oraz Dead Sea Highway przebiegajacy wzdluz granicy z Izraelem i z pustyni Negev. Na ten ostatni fragment mielismy chrapke, bo spodziewalismy sie pieknych widokow. Okazalo sie, ze droga do miasteczka z forteca Krzyzowcow - Kerak, wiodla taka wlasnie. Co wiecej, miasto jest polozone dosc wysoko, zatem podjezdzalismy ostro w gore. Doline i zaglebie pomidorowe, widzielismy jak na dloni. Ja do dzis pamietam zakrety i pyl piasku unoszacy sie za nami. Mam nadzieje, ze moje zdjecia oddadza to o czym pisze.
Kolejny pustynny odcinek, o ktorym warto wspomniec to droga z Madaby nam Morze Martwe. Tam, nie tylko spedzilismy cudny czas lapania stopa i zmieniania co rusz to jednego srodka transportu na inny. Tam tez mielismy bliskie spotkanie z policja jordanska. Ktora zapytala nas o paszporty, ale nie chciala ich ogladac. Ktora zorientowala sie, ze nie, faktycznie nie jestemy Francuzami i po francusku nie parlamy. :) Ktora informowala przejezdzajacych przez ten Check point, ze gdzies z przodu sa turysci z Polski. :) Jednak nie tylko z tego wzgledu droga ta warta jest opisania, a moze wlasnie bardziej pokazania na fotografiach. Jak wszem wiadomo, Morze Martwe polozone jest ponizej poziomu morza i na ten poziom trzeba zjechac. Z wielkich wzgorz trzeba zjechac, kretymi trasami, pustynia wkolo, piachem pod kolami. Naprawde nie przypuszczalam, ze tak polubie drogi pustynne.