Z Krakowa dojeżdżamy do Przemyśla pociągiem. Jest ich trochę w rozkładzie, a przejazd zajmuje od 3 godzin 50 minut (bez przesiadek) do 4 godzin 15 minut, i to z przesiadkami.
Potem prywatnym busem nr 09 jedziemy do Medyki, do samej granicy. Nie polecam autobusu PKS, który jedzie przez Medykę gdzieś na przygraniczne wioski i zatrzymuje się pod wiaduktem, rzekomo 800 m od granicy. O ile w ogóle się zatrzyma, bo pijany kierowca PKSu może przecież zapomnieć o przystanku pod wiaduktem. Tak, jak nam się to przytrafiło…
Tak czy inaczej, te 800 m ma co najmniej 1,5 km, spory kawałek do przejścia. Przez to można się spóźnić na ostatnią marszrutkę do Lwowa po ukraińskiej stronie. Tak, jak nam się to przytrafiło…
Granicę warto przejść pieszo, bo tak jest zwyczajnie najszybciej.
Trzeba wreszcie złapać marszrutkę do Lwowa. I tutaj cenne uwagi. Na Ukrainie obowiązuje czas +1 godzina do przodu w stosunku do czasu obowiązującego w Polsce. Warto o tym pamiętać planując dojazd tak, żeby na granicy po stronie ukraińskiej nie znaleźć się później niż o 21:00. Bo ostatnia marszrutka z granicy do Lwowa (w ogóle ostatnia marszrutka z granicy dokądkolwiek) odjeżdża o 21:00.
Ciężko tam potem złapać autostop. Da się, bo nam się w końcu udało. Jednak nie było łatwo, bo raz, że ciemno, a dwa, że późno. Ukraińcy nie zatrzymują się wcale, a jeśli już, to robią za “taxi” z chorymi cenami. Polacy - których mnóstwo jechało przez Medykę do Lwowa - też nie są za bardzo chętni do zabierania na stopa. Zresztą, nie dziwię im się specjalnie.
Bo ciemno i późno, a my wyglądamy naprawdę bardzo podejrzanie. ;)