Stolica obwodu lwowskiego, największe miasto zachodniej Ukrainy. W okresie rozbiorów ośrodek polskiej kultury oraz stolica Galicji. Bogata i bardzo różnorodna historia tego miasta zachwyca. To jedno z najbogatszych miast europejskich pod względem architektonicznym i kulturowym. Przeplatające się kultury prawosławna, ormiańska i katolicka, zaskakują swoją koegzystencją na tak małej powierzchni.
To na starym mieście, od którego zaczynaliśmy nasze zwiedzanie, różnorakie katedry w zależności od kwartału w jakim się znajdujemy, pokazują i charakteryzują swoje społeczności. Każda świątynia zachwyca czym innym. Jedna barokowymi zdobieniami, druga freskami i malowidłami na ścianach przy jednoczesnym ubogim i ascetycznym uposażeniu. Trzecie pięknie uformowanymi, kutymi schodami na chór, na którym znajdują sie stare jak świat organy.
My udaliśmy się na spacer z samego rana, by wykorzystać czas wolny maksymalnie. Ja byłam bardzo ciekawa Starego Miasta i tych wszystkich kościołów, cerkwi, a w sposób szczególny świątyni ormiańskiej, która jest tak schowana w mury kamienic, że dość łatwo ja przegapić. Tomek odwiedził juz kiedyś to miejsce, więc dla niego była to powtórka, ponoć o tyle lepsza, że go stopa nie bolała.;) Nie chcę opisywać po kolei wszystkich miejsc, bo o takich rzeczach można sobie poczytać w przewodnikach, a i nic nowego nie wymyślimy. Jednak jak to zwykle w naszych podróżach bywa chciałabym połaczyć niektóre miejsca z ludźmi.
Pierwszą osoba, która pojawiła sie na szlaku naszego zwiedzania był Pan, którego spotkaliśmy po drodze. Zainteresował się: dokąd idziemy, co już widzieliśmy oraz co chcemy jeszcze zobaczyć. Po chwili zastanowienia, stwierdził, że wprawdzie jest już emerytowanym przewodnikiem, ale przejdzie się z nami. Dlatego większość zabytków, które w okolicach starego miasta są do zobaczenia, nam udało się zwiedzić w tempie ekspresowym, bynajmniej nie z ignorancją i po łebkach. Operę minęliśmy już po drodze z hotelu, a do starego miasta dochodziliśmy Prospektem Swobody, więc tam już z nami nie wracał. Ale pokazał nam ulicę z wyrzeźbionym w brązie Ignacym Łukaszewiczem oraz apteke w której pracowal, następnie kamienicę z porami roku wyrzeźbionymi na jej froncie, póżniej Ratusz Lwowski oraz klasycystyczny rynek. Tam natrafiliśmy na posąg Nikifora, z dość mocno wyślizganym nosem, bo oczywiście, jak na moście Karola w Pradze (tam to Jan Nepomucen) i tutaj kolejki ustawiaja się, aby nosa dotknąć. Wszystko po to, żeby marzenia mogły sie spełniać.
Spacer po Lwowskiej Starówce zabytkowymi uliczkami przyprowadzał nas co chwile ku kolejnym atrakcjom: Kamienicy Sobieskich, Katedrze Łaciñskiej, kaplicy Boimów - pięknie zdobionej, Wieży Prochowej. Dalej w towarzystwie naszego osobistego przewodnika obeszliśmy kwartał ormiañski i żydowski. Zaprowadził nas również do cerkwi ormiañskiej, ale z racji nabożeństwa musieliśmy stamtąd wyjść. Wrociliśmy jednak po południu z Maksem, który miał wiedzę na ten temat równą, jeśli nie większą od tej naszego porannego oprowadzacza.:) Katedra ta, to jeden z najstarszych i najcenniejszych zabytkowych kościołów Lwowa, zbudowany w XIV w. na wzór katedry ormiańskiej w Ani na Kaukazie. Po ówczesnej budowie pozostało do dziś znacznie przebudowane prezbiterium z charakterystyczną absydą i kopułą. W końcu dobudowano drugą część nawy z nowym głównym wejściem. Prezbiterium i nawę główną ozdobiono mozaikami Józefa Mehoffera, zaś ściany - znakomitymi freskami o motywach ormiańskich Jana Henryka Rosena. Wrażenie robiły obydwa kościoły i Dominikanów i Bernardynów. W tym drugim polecam schody kute z metalu w lewej nawie, oczywiście oprócz organów. Po tychże czekała nas wizyta przy Pomniku Adama Mickiewicza, a także Pałacu Potockich.
W okolicach obiadowych nasz towarzysz poszedł sobie do domu, a my zwalniając trochę tempo, ruszyliśmy w kierunku hotelu, by później wrocić i spotkać się z Maksem oraz jego córeczką Daszą i spędzić trochę czasu razem: spacerując, kupując pamiatki na wielkanocnym targu oraz popijając pyszną herbatke czy piwo w urokliwych miejscach lwowskich piwnic. Kolejny raz przekonałam się, że zwykły spacer z osobą pochodząca ze środowiska, które zwiedzam, pozwala zobaczyć całkiem inne i nowe rzeczy, czy spojrzeć na nie z zupełnie innej perspektywy. I tak zapamietam dyskusję chłopaków pod kaplica Boimów o kozakach i o tym jak chłopak z głębokiej Ukrainy, jakim jest Maks, może mieć problemy rodzinne z powodu pochodzenia swojej żony, która jest ze Lwowa.:) Poza tym Maks był druga osobą tego dnia, która towarzyszyła nam: mi w poznawaniu Lwowa, a Tomkowi w odświeżaniu i zachwycaniu sie nowymi rzeczami.
Po południu udało się nam jeszcze odwiedzić Cmentarz Łyczakowski z Cmentarzem Orląt Lwowskich, a w drodze na ten cmentarz w tramwaju poznaliśmy kolejną osobę, która na długo zapisze sie w naszej pamięci. Otóż, starszy i dość sfatygowany pan, usłyszł, że rozmawiamy po polsku z Tomkiem. Podszedł do nas i zapytał, czy moglibyśmy zabrać do Polski i wysłac dla niego listy?Okazało się, że jechał na cmentarz, bo liczył, że tam na pewno Polaków spotka i kogoś innego poprosi., ale skoro już nas spotkał w tramwaju, to wysiadł sobie wcześniej, bo my oczywiście jego prośbę obiecaliśmy spełnić. Listy zostały wysłane zaraz po powrocie. :)
Wieczorem tradycyjnie: piwo i ciepły sernik w Złotym Dukacie.
Tak upłynął nam dzień pierwszy i wieczór.
Jeszcze jedną osoba poznaną juz na wyjeżdzie z miasta, był Pan spotkany w Mc Donaldzie, który aż wzruszyl sie obecnością Polaków z Krakowa, bo w Krakowie własnie kiedyś mieszkał.