W zasadzie miała być Tajlandia, jednak obłożenie lotów w tamtym kierunku w terminie, który odpowiadał i mi i Domi, z którą tam miałam się wybrać, zdecydowały. Indie – okazały się marzeniem mojej towarzyszki podróży. Ot, marzenia się spełniają. To było odkrycie Dominiki, bo ja dowiedziałam się o tym na poprzedniej wyprawie.:)
Ciężko powiedzieć dokładnie kiedy się to zaczęło. Wiedziałam, że pod koniec roku muszę gdzieś wyjechać, muszę odpocząć i nie mogę tego zrobić sama, bo zwyczajnie nie lubię podróżować sama. Za dużo gadam, a sama do siebie to tak trochę bez sensu.:)
Po przeliczeniu funduszy i oszacowaniu miejsc, w których ewentualnie mogłabym je wydać wybór był prosty: miejsce, w którym będzie tanio.:) Tajlandia do takich należała i siedziała mi w głowie od jakiegoś czasu. Niestety okres przeznaczony przeze mnie na urlop, miał być szczytem sezonu w tejże. Zaproponowałam wyjazd Domi. Ona bez chwili zastanowienia powiedziała: jadę!!!! Pozostała kwestia zaplanowania. I tu jakoś marnie to szło do momentu , kiedy po dyskusji stwierdziłyśmy, że wakacje tak, pod koniec roku tak, tylko może niekoniecznie Tajlandia w szczycie sezonu, a....INDIE!!! To jeden z tych krajów, które ktoś ponoć odwiedza i w zasadzie ciężko komukolwiek przekazać jak w nim jest. Zdecydowałyśmy się same przekonać.
Zatem planowanie rozpoczęte. Nie mogłyśmy się zbyt często osobiście spotykać, bo ona miała zarobiony koniec roku, ja zapchane plany popołudniami. Udało się jednak ustalić: jakie miejsca chcemy zobaczyć i dlaczego, żeby w razie czego tą drugą przekonać, że naprawdę warto zboczyć ze szlaku.
Moje przygotowywanie się trwało w autobusach MPK, w drodze do i z pracy, w drodze do i z salsy, w drodze do i z hiszpańskiego. W zasadzie plany nam się pokryły, Domi namówiła mnie na Amritsar, który i Tomek polecił. Plan ustalony, bilety zostały kupione: decyzja wylatujemy 22 XII. Tak, przed świętami. Na same święta, Sylwestra i czas początku nowego roku. I tego właśnie potrzebowałam.
Jak wszystko pójdzie zgodnie z założonym, elastycznym planem: za tydzień o tej porze będziemy z Domi w samolocie do Delhi! :) Dziś mam dość przewodnika, bo ileż można się oczytać przed podróżą? Inni piszą, ze nie można, bo i tak weryfikacja na żywo tak czy siak będzie szokiem. Totalnym szokiem:pozytywnym typu: wrócę tu jeszcze, lub negatywnym: to nie dla mnie. Grunt to pozytywne nastawienie i nastawienie na nowe doświadczenia, zatem przygodo zmierzamy!
Data wylotu, rozbudowany plan podróży, równie elastyczny jak my i lista rzeczy do zabrania - completed. Jeszcze kłódka i linka, żeby w związać nasze plecaki.
Sama w tamten rejon świata bym nie pojechała, bo nie czułabym się bezpiecznie. Tomek, który chciał dołączyć niestety musiał zrezygnować, późna decyzja zaowocowała skutkiem bolesnym : wiza w paszporcie straciła ważność, nowej nie zdąży wyrobić.:/ A szkoda, bo szok z kimś kto już tam był, na pewno byłby mniejszy. No i to facet, jakby nie było, poczucie bezpieczeństwa by mi wzrosło!:)
Święta to czas, który powinno się spędzać w gronie rodzinnym. Zgodzę się, i jak się teraz wytłumaczyć z tego, że ja w tym roku nie chce i dlaczego? Bo sam siebie pytam o te powody. Oddech od tego wszystkiego co nie było pozytywne w kończącym się roku, nowy w nowym miejscu, z nowymi nadziejami i oczekiwaniami. Się niech dzieje.