Do Aqaby dotarliśmy z pustyni. Jakoś w godzinach porannych i od razu udaliśmy się na eksplorację miasta.
Jest to jedyny port Jordanii z zatoką. Dookoła, przez Morze Czerwone, w zasięgu wzroku pustynia Negev po izraelskiej stronie, Taba, port w Egipcie. Wiemy też, ze do granicy z Arabią Saudyjską jest jakieś 20 km. Ciekawe miejsce.
W samym mieście, które wyglądało jak kurort remontujący co się da przed sezonem i napływem turystów, nie ma zbyt wiele do zwiedzenia. Zobaczyliśmy ruiny starego miasta, jednak naprawdę szczątkowe. Drugie miejsce, opisane w przewodniku to był jeden budynek. Darowaliśmy sobie zatem spacer po mieście i złapaliśmy sobie auto-stopa na plażę południową, niedaleko akwarium. Tam brzegiem morza łapaliśmy wiatr w żagle, przed kolejnymi miejscami do odwiedzenia.
Tomek próbował wykąpać się w morzu. Niestety wiatr, który wiał, był dość mocny i chłodny. Nie udało mu się nawet zamoczyć kolana.;) Samo wybrzeże jest dość popularne wśród nurków i osób, które w taką pogodę zdecydowały się snorklować. Ja nie dałam się przekonać, bo wystarczył mi ten spacer. Jednak dowiedziałam się, że akurat Morze Czerwone, jest częstym punktem wypadowym dla fanatyków nurkowania.