Wyjazd do Boliwii wieczorem dnia poprzedniego stanął pod znakiem zapytania. Okazało się, że na stronie MSZ pojawiła się informacja, jakoby Polacy potrzebowali wizy wjazdowej. My takowej nie posiadałyśmy, stąd wątpliwości czy warto wyjeżdżać? Stwierdziłyśmy, że jeśli faktycznie wizy będą konieczne to wrócimy i jedziemy dalej.
Dojazd do Copa Cabany nie trwał długo, okazało się, że informacje z wizami była nieprawdziwa. Wpuszczone zostałyśmy bez żadnych wymogów poza paszportem.:) Kolejna przygoda przed nami.
Miałyśmy ambitny plan zobaczyć trzy wyspy:
- Isla del Sol,
- Isla del Norte,
- Isla de la Luna.
Niestety okazało się, że na wyspę księżyca nic nie pływa w sezonie, w którym tam zawitałyśmy, a na wyspę północną ciężko było się dostać, albo nie odpowiadały nam godziny, albo długość pobytu. Ostatecznie wylądowałyśmy, niedosłownie, na wyspie Słońca.
Wyspa ta kojarzy mi się do dziś z najgorszymi warunkami sanitarnymi jakie kiedykolwiek spotkałam.:) Jednocześnie jako jedna z najmagiczniejszych i najpiękniejszych miejsc. BO jak tu się nie zachwycać, kiedy z każdej strony turkusowa woda, a za tą wodą wystają piękne sześciotysięczniki boliwijskie, z ośnieżonymi szczytami. Warto było wstać o kosmicznej porze, żeby zobaczyć wschód słońca.
Nie udało się dotrzeć do La Paz oraz pustyni solnej, co pozostaje do nadrobienia.